sobota, 2 stycznia 2010

Niejadki


Okoliczności: "trzeci" dzień świąt 2009, siedzimy napakowani żarciem jak balony.
Komendant (nawołując z dołu): - Może wam mięska przygrzać?
Ja (przestraszona wizją ponownego jedzenia): - Nie, dziękujemy, nie jesteśmy głodni.
Komendant (zachęcająco): - To może chociaż rosołku zjecie?
Ja: - Nie, nie zjemy.
Komendant (niezmordowanie): - To może makowca wam ukroję?
Mąż (zniecierpliwiony): - Mamy ciasto!!!
Komendant (obrusza się): - Ło tam, ciasto! A co macie dzisiaj do JEDZENIA???
Ja: - Gar grzybowej z wigilii.
Komendant (triumfalnie): - No, ale makaronu do grzybowej to na pewno nie masz! 

2 komentarze:

  1. Moja historia - wydarzyła się latem 2009. W mieszkaniu "mamusi". Impreza rodzinna w składzie: ja z żoną, brat mojej żony (ukochany synek mamusi) + jego żona, siostra mojej żony (ukochana córeczka mamusi) ze swoim mężem. Do tego dzieci wyżej wymienionych w liczbie 6. Tak więc po obiedzie (jak zwykle niedobrym z nieśmiertelnym schabem wysuszonym w piekarniku na wiór) teściowa-mamusia znika na chwilę w kuchni i wraca z "czymś specjalnym" na tacy...

    Napięcie rośnie. Werble i fanfary. Teściowa staje na środku pokoju i ... z miną myśliwego, który ustrzelił tygrysa, demonstruje na tacy 4 (słownie: cztery) banany...

    Cztery banany dla sześciorga dzieci i sześciorga dorosłych (nie licząc mamusi)... Jak mieliśmy to jeść?!?!?! Jak podzielić?!?!?! Ile kosztuje kilogram bananów?!?!?!

    podpisano: ukochany zięć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na plastereczki pokroić, na plastereczki :-D

    OdpowiedzUsuń