Okoliczności: poniedziałkowy wieczór.
Dogorywamy, każde na swój sposób, gdy z dołu dochodzi rozkaz.
Komendant (krzyczy): - Zawołaj ją!
Patrzymy z Mężem po sobie, które z nas pierwsze zmięknie, ale wynik tej próby jest jednak z góry przesądzony.
Mąż (zrezygnowany): - Kiiiciaaa!!!
Komendant (rozkazująco): - Ona zaraz uśnie! Połóż ją spać!
Lulilulilaj...
OdpowiedzUsuńhehe
No przecież uśnięty kot to niebezpieczny kot! Groźny! Problematyczny!!! I w ogóle strrrraszny :)
OdpowiedzUsuń:) Ja też miałam komendanta w domu, teraz mam weekendowo i przyznaję ta druga opcja jest zdecydowanie lepsza:)
OdpowiedzUsuńWlazłam tu "po plecach" Zołzy i zostaję:)
OdpowiedzUsuńKomendanta własnego nie mam to se chociaż poczytam ;)
Pozdrawiam i cierpliwości życzę! ;)
Mmmm...ja słyszę: Ty tych psów w ogóle nie karmisz, ja się muszę nimi zająć - taaak...
OdpowiedzUsuńKicia to takie ładne określenie...:):)choc mnie bardziej pasuje-kocico:):):)
OdpowiedzUsuńWitaj i pozdrawiam:)