Czas: kilka dni po ślubie.
Komendant (pieszczotliwie): - Córcia, ale ty się chyba nie gniewasz, że mówię na ciebie "córcia"?
Ja (niepewnie): - Nie, nie gniewam się.
Komendant (zadowolony): - Bo wiesz, ja to jestem taka twoja druga mamusia!
To ja podam jedno ze swoich (rozlicznych) wspomnień: teściowa (czyli mamusia) przychodzi do nas na urodziny (mam urodziny niemal w tym samym terminie co moja żona, więc mamusia załatwia to hurtowo i jednorazowo). Więc mamusia wchodzi i wręcza prezent - jakiś ohydny ręcznik (sztuczny, nie nadający się nawet na szmatę). To wspólny prezent - dla córki i zięcia. Słowa teściowej: "długo czekałam na autobus do was więc kupiłam przy dworcu" (czyli w takich "budach"). Wniosek: gdyby autobus przyjechał punktualnie, to prezentu by nie było... (może lepiej by się stało, gdyby nie było...).
OdpowiedzUsuńBo Komendant to druga mamusia, teść to drugi tatuś, a mąż, to taki drugi braciszek...;)
OdpowiedzUsuńbuhaha ;-D
OdpowiedzUsuń